niedziela, 10 września 2017

O Białowieży i ekologii

Wybitnie złe decyzje ministra Szyszko dotyczące Puszczy Białowieskiej i kilka podobnych (np. polowania na dziki w parkach narodowych) rodzą duże konflikty, ściągające zainteresowanie znacznej części społeczeństwa ("jedynka" Polsatu albo TVN to już duża rzecz, rozpoznawalni dziennikarze interesują się Białowieżą, itp.). Sytuacja w Białowieży jest bardzo zła, bo przyroda jest dewastowana w bezmyślny sposób. Ale, paradoksalnie, jest to pewnego rodzaju szansa dla nas, ekologów-naukowców, bo interesują się nami media, jesteśmy proszeni o opiniowanie tego co się dzieje, krytyczną ocenę tej czy innej decyzji. Mamy zatem okazję by - bardziej niż kiedykolwiek wcześniej - łamać stereotypy i błędne wyobrażenie o ekologii (nauce), mamy okazję pozyskać choć trochę zaufanie społeczeństwa, wykazując swoje kompetencje merytoryczne. 

Nie chodzi o to, by mówić to, co ludzie chcą usłyszeć, lecz by budować wiarygodność i uświadamiać społeczeństwu, że świat jest nieco bardziej skomplikowany, niż ten z narracji leśno-myśliwskiej, w której mądry gajowy tępi szkodniki. Spróbujmy więc teraz, kiedy jesteśmy na tapecie i mamy spory dostęp do mediów, pokazać ekologię jako dziedzinę nauki pomocną w zarządzaniu środowiskiem, szczególnie w sytuacji kryzysowej. Pokażmy, że ekolodzy nie są wariatami oderwanymi od rzeczywistości, lecz naukowcami dostarczającymi wiedzę, uwzględniają kwestie ekonomiczne i potrzeby lokalnej społeczności. Spróbujmy przekonać choć część, że ekologia ma duży potencjał poprawienia jakości naszego życia przy zachowaniu zasobów przyrodniczych. Więc namawiam: udzielajcie się, nie pozostawajcie bierni, bo ten spór nie jest tylko sporem o kornika (na którym niewiele osób się zna), lecz sporem o rolę nauki. Nawet jeśli nie znacie się na biologii lasu, to z pewnością wiecie dużo o wnioskowaniu naukowym, brzytwie Ockhama, i możecie przekonywać innych, że nauka powinna decydować, nie rolnik szukający żony.

Ale tu od razu druga, nieco niecenzuralna, część apelu: nie schrzańmy tego politykowaniem! Widzę sprawy tak: naszym - ekologów - obowiązkiem jest aktywne uczestniczenie w sprawach środowiskowych i zabieranie głosu, ale przy zachowaniu apolityczności. Nie możemy sobie pozwolić na komfort kierowania się emocjami. Każdy ma jakieś sympatie i antypatie polityczno-ideologiczne, ale mieszanie ich do spraw naukowych sprawia, że tracimy wiarygodność. Nikomu nie bronię zaangażowania politycznego; apeluję jedynie by rozdzielić role: naukowca i prywatnej osoby, która ma święte prawo promować określoną ideologię. Czy nie tego samego (=apolityczności) oczekujemy od lekarzy, policjantów, sędziów czy prawników? Mówienie prawdy (np. w sporze białowieskim), niezależnie od polityki, to jedyna droga na wyjście z "epoki post-prawdy" i odbudowanie roli nauki w życiu społeczeństwa. Więc nie łączmy w przestrzeni publicznej ideologiczno-politycznych argumentów z naukowymi, bo to połączenie jest dla nas zabójcze (sam się staram, wiem z doświadczenia, że to trudne). Musimy odbudować naszą wiarygodność i wzmacniać naszą pozycję, bo czeka nas - wszystko na to wskazuje - wiele ważnych konfliktów już niedługo (np. kaskadyzacja rzek). Mamy szansę, więc spróbujmy rozegrać to rozsądnie. 

Jutro posiedzenie Trybunału Sprawiedliwości, więc sprawa znowu wypłynie!
Michał Żmihorski